Strefa wiedzy
Menu

Progres nie jest możliwy bez odchylenia od normy.

Wszyscy żyjemy w naszej strefie komfortu. Czujemy się tam bezpiecznie. Płyniemy z prądem. [quote]Najpierw tą głupią rzecz, czyli połączenie dwóch światów: muzyki rozrywkowej i poważnej, zrobię ja, a potem wy, nieśmiali powtórzycie to po mnie.[/quote]


Zarówno tytuł jak i powyższe zdanie to cytaty z Franka Zappy. Człowieka legendy, którego twórczość wychodziła daleko poza samą muzykę. To właśnie do niego jako jednego z niewielu pasowałoby hasło reklamowe „Więcej niż…”. Zappa zmieniał nie tylko samą muzykę, ale nieustannie próbował, eksperymentował i mieszał wychodząc przed swoje czasy i obowiązujące style. Ale co najważniejsze cokolwiek by nie zrobił, zawsze był niepodrabialny. Non stop wychodził ze swojej bezpiecznej strefy, wiedząc że rozwoju i zmiany nie da się osiągnąć siedząc przed biurkiem w ciepłych kapciach.

No dobrze, ale co to ma do nas, co to ma do marketingu i strategii?

Marketing to w większości pozostawanie w tej strefie.

Wykorzystywanie sprawdzonych rozwiązań i stagnacja. Brak ryzyka w obawie o porażkę, za którą nie dostaniemy premii. „Z tym projektem X to super wykombinowaliśmy. Ale już projekt Y to żeście spierdzielili!„. To cytat pochodzący od pewnego dyrektora marketingu, który z jedną z marek ze swojego portfolio dzięki odważnej decyzji osiągnął numer 1 na rynku, ale z drugą zanotował dość mocną wtopę. On nie bał się tego mówić, bo miał w sobie chęć robienia czegoś innego, pchania biznesu do przodu nawet kosztem możliwej porażki. Większość marek, szczególnie zarządzanych w strukturach korporacyjnych tej chęci i odwagi nie ma. A jeśli pojawiają się jednostki, które mają w sobie tę siłę, potrzebują naprawdę wielkiej determinacji, żeby swoje myśli wcielać w życie. Marketing, który z definicji ma kreować wyróżnialne i mocne marki sprowadzany jest coraz częściej do zakomunikowania promocji cenowej albo czterech key message w jednej 30” reklamie. Lepiej nie dostać premii niż stracić pracę, prawda?

Strategia ma w sobie ten niesamowity fun, że z każdy nowy projekt to wyjście ze strefy swojego własnego komfortu.

Wejście w inne buty, próba poznania konsumenta z innej niż swoja strony. Ostatni tydzień jeden z nas gotował obiady wcielając się w Panią domu, a drugi w jej męża (oczywiście te relacje sprowadziliśmy tylko do gotowania, nic więcej za tym nie poszło, wszystkie fotki skasowaliśmy), non stop analizując badania odnoszące się do relacji, emocji, produktu i zmian kulturowych. Słuchaliśmy radia krojąc mięso na gulasz i wspominaliśmy Wielkanoc znad garnka z białym barszczem.

Zawsze najlepiej jest poznać markę i produkt na sobie, a potem zderzyć to z wiedzą o grupie docelowej. Nie tylko internet, nie tylko suche liczby, nie tylko kartki z wynikami – tym naprawdę trudno się zainspirować, jeśli strategia ma być czymś co pchnie markę do przodu.

Wracając na koniec do Franka Zappy – być może mało ludzi pamięta go za jego muzykę (trudną, niejednoznaczną), ale w 20-lecie śmierci dużo ludzi pamięta go jako kogoś, kto wyłamał się ze schematu i potrafił głośno mówić swoje. Zrobił coś co sprowadzając na poziom marketingu nazwać można wykreowaniem silnej marki. A marki są dokładnie takie jak ludzie.

Nikt nie pamięta tych, którzy 30 lat temu grali pięknie i poprawnie. Wszyscy pamiętają tego, który czasami pozwalał sobie na zgrzyt.

Komentarze
Trwa ładowanie