23 Październik 2014, Tagi: adblock Big Data booking.com Digital emocje jak żyć klient kliki marketing remarketing storytelling Strategia strategic planner
Na co dzień, mimo pracy w agencji strategicznej i ciągłych pitchów, meetingów, brainstormów, deadline’ów, fakapów i innych takich KTRów, jesteśmy ludźmi. Konsumentami. Zarówno tradycyjnymi, jedzącymi na śniadanie jajecznicę, jak i tymi nowoczesnymi, kupującymi w internecie usługi i produkty.
Z tej okazji chcielibyśmy przekazać coś ważnego naszym dalekim krewnym z branży marketingowej. Coś co nas, jako konsumentów, szczególnie boli. I zaapelować o zaprzestanie robienia tego, co nas boli. Bo to boli. Proste.
Ewentualnie, gdyby powyższe się nie udało, to chcielibyśmy pokornie prosić o wskazanie winnych i dostarczenie ich, wraz z dowodami, prosto do prokuratury albo straży miejskiej w Szczecinku, celem oskarżenia.
O co?
Czyli o wypełnianie nam przeglądarek reklamami, które są tak doskonale „wytargetowane”, że męczą oczy.
Czy to, że przez dwie minuty na portalu booking.com przeglądaliśmy ceny hoteli w Bielsku Białej, to już przyczynek do tego, żebyśmy te hotele widzieli dosłownie wszędzie?
Drogie booking.com, rozmyśliliśmy się, chcemy przenocować w Siedlcach, a nie w Bielsku Białej. I co Wy na to teraz, eksperci od personalizacji? Przewidzieliście to w swoich algorytmach? Dacie nam super ofertę na Siedlce? Ewentualnie może być Kałuszyn, to już blisko.
Skoro, jako ojciec, kupiłem dwa tygodnie temu na Allegro klapki dla mojego dziecka, to chyba więcej tych samych kupować nie będę, prawda? Mam dokupić więcej na zapas? Jesień idzie, do ciężkiej cholery, nie chcę już klapek, które w przyszłym sezonie będą niemodne.
Więc dlaczego wyświetlane są mi one przed oczami na ekranie od czasu kupienia, aż do dzisiaj? W poczcie, na Facebooku i seks portalach randkowych dla ludzi w związkach.
Jest to skuteczne powiecie? Tak samo skuteczne, jak nagabywanie o kasę w tramwaju albo przed sklepem nocnym.
„Dobry pan, poratujesz?”
Dasz złotówkę, ale nienawidzisz człowieka, któremu ją dałeś.
To bardzo krótkotrwała strategia, bo zawsze pojawi się alternatywa. Nawet wobec Allegro, Booking.com czy Zalando.
Tak, do Was to piszemy, giganci reklam, których nie chcemy już widzieć.
Jak długo jeszcze będziemy widzieć te ohydne damskie buty, które kliknęliśmy z czystego zaciekawienia turpizmem.
Kupiłeś u nas wycieczkę? To będziesz o niej pamiętać jeszcze długo po tym jak z niej wrócisz, bo będziemy Ci o tym przypominać.
Młotkiem wbijemy Ci do głowy to, że mamy dla Ciebie najlepszą ofertę. Słyszysz??? Najlepszą.
Nie patrzcie na nas jak na ludzi, którzy wczoraj zaczęli staż w dziale sprzedaży i dziwią się, że ona tak działa. Doskonale wiemy, co to „zimne telefony”, „spalone mosty” i „ciepłe gacie”. To ostatnie to blef, może czegoś takiego nie ma?
Ale nie dziwcie się, że mamy już dość. Telefony od agentów ING Życie nie były tak denerwujące, jak maile z UPC, pięć minut po tym jak odwiedziliśmy ich stronę, żeby napisać skargę na obsługę.
A tutaj BUM, mail – „Nie chciałby Pan, nasz drogi Panie Wojtku, najlepszego Internetu w Polsce?” Tak, chciałbym, ale już nie u Was, przed chwilą potraktowaliście mnie jak odpad atomowy, a teraz jest już wszystko ok? Jak to mawiał niejaki Marcellus Wallace, jest „bardzo” daleko od ok.
Jeszcze raz napiszemy, w odpowiedzi na możliwe komentarze – tak wiemy, że takie metody mogą działać. Szczególnie, jeśli zestawimy je z podobnymi metodami, które nie działają.
„W porównaniu z innymi działaniami, mamy super zwrot z mailingów”. Tak usłyszeliśmy niedawno.
No dobrze, ale jakie są te inne działania?
Nagabywanie po nocy w bramach kamienic? Molestowanie w przejściach podziemnych? Wiadomości tekstowe z zastrzeżonych numerów, z prośbą o kontakt? Rozbój z użyciem tępego narzędzia?
Nie wiem jak Wy, ale my uwielbiamy dostawać spam reklamowy.
Dziękuję za radę Wuju. To tak jakbym po każdym wyłączeniu telewizora musiał sprzątać mopem klatkę z nieczystości i ryglować drzwi. Tak na wszelki wypadek, żeby ktoś z reklamą nie wlazł do mieszkania po nocy.
„Wstawaj Pan, mam super ofertę, tanio, kup Pan!”
Już widzimy te narady i pracę nad narzędziami, które pozwolą wejść z takimi reklamami do naszych telefonów. Najlepiej takimi, które będą zasłaniać reklamami ekran podczas wybierania numeru. Ależ to będzie miało klikalność, widzimy niezłą imprezę na koniec miesiąca.
To oczywistość. Więc dlaczego, takie działania nazywamy marketingiem? Dlaczego nasze dzieci, będą musiały się za nas, działających w marketingu, wstydzić?
„To Twój tata wyświetla mi ten spam na komputerze, Jasiu? Nie będziesz się bawić więcej z moim synem, bo jeszcze też jemu coś będziesz chciał sprzedać.”
To nie jest marketing, to sprzedaż za pomocą młotka. Nazwijmy to wreszcie po imieniu.
Marketing to subtelna sztuka kreowania marki, sprawiania, że konsument sam doda sobie wartości do jej produktu. Sprawdzi, poszuka, odpowie.
Sięgnijcie pamięcią wstecz, czy jakaś marka, którą lubicie, kupujecie, o której opowiadacie, zrobiła Wam kiedyś coś takiego, jak powyżej?
Nam nie. I tego wszystkim życzymy.
PS. Tak, mamy OC, mamy AC, mamy dość tych codziennych maili od Was drogie firmy ubezpieczeniowe i nazywania tego marketingiem.
Komentarze