31 Marzec 2016, Tagi: Digital Facebook google house of cards kinder bueno kody konsument marvel semiotyka spotify tarczyński trendy wedel winiary Żubr
Żaden konsument nie żyje w bańce, która izoluje go od świata. Żadna marka nie żyje w próżni. Świat, który nas otacza, trendy społeczne i kulturowe, zmiany demograficzne i wynikające z nich decyzje rodzinne, zakupowe i rozwojowe kształtują zachowania masowego konsumenta. Do tego wytwory popkultury czy nawet niszowe kino skandynawskie lub występy na Eurowizji wpływają na nasze zachowania i postawy. Nic dziwnego, że marki od dziesięcioleci wykorzystują te zjawiska, które możemy określić jako trendy, i znajdują dla nich ważne miejsce w swojej komunikacji.
W telewizyjnej reklamie „Pomysłu na kurczaka” marki Winiary znowu widzimy szczęśliwą rodzinę 2+2. W spocie popularnego proszku do prania kobieta jest najpierw na skraju załamania nerwowego z powodu brudnego prania, ale już po chwili jest w siódmym niebie, bo pranie jest czyste i pachnące. Pożyczki gotówkowe na wysoki procent przestają już być reklamowane jako ostatnia deska ratunku, a sposób na szczęśliwe życie. Napoje Tymbark ciągle mówią o tym, że orzeźwiają, a wafelki Kinder Bueno rozpieszczają. Marketingowy przypadek?
Oczywiście że nie, bo to, co widzimy w komunikacji reklamowej większości marek to podążanie utartymi, sprawdzonymi i zbadanymi pod kątem efektywności ścieżkami. Dokładnie tak samo jak w architekturze – stabilne fundamenty to podstawa całej budowli, bez nich nie byłoby Petronas Towers w Kuala Lumpur. Odrobina szaleństwa na tych fundamentach to tysiące selfie z dwiema wieżami dziennie. Jak ze zwykłego azjatyckiego miasta zrobić atrakcję turystyczną? No właśnie tak.
Odłóż na chwilę sałatkę z jarmużu i karmelizowanej rzepy. Wyjdź z biura, nie jedź na rowerze, a pójdź na piechotę albo skorzystaj z komunikacji miejskiej i wczuj się, dosłownie, w życie grupy docelowej takiej marki jak Vizir. Co zobaczysz? Zabieganą kobietę wracającą autobusem z pracy na pełen etat, w której nie ma czasu na snapy i fotki na Instagramie. Tę samą, która na kanapie po powrocie do domu widzi grubego, łysiejącego i brzydkiego męża, którego jedynym celem jest spokojne wypicie piwa po pracy i obejrzenie z kumplami meczu Ligi Mistrzów z „naszym” Lewandowskim i który od czasu do czasu może i pomoże w domu, ale więcej tym zaszkodzi niż odciąży swoją małżonkę. Kobietę, która ma dwójkę dzieci, które krzyczą, biją się, bałaganią, wyzywają i przynoszą ze szkoły jedną chorobę za drugą. Kobietę, która na dodatek nie ma pieniędzy, perspektyw i szans na letnie wakacje w Hiszpanii. Dziwisz się, że nie potrzebuje od proszku do prania kreatywnych uniesień, a po prostu szybkiego i skutecznego efektu?
W każdej kategorii produktowej istnieją trzy rodzaje trendów – kodów kulturowych: dominujące (aktualne), schodzące i wchodzące. Każdy z nich można znaleźć i opisać na podstawie badań jakościowych, a następnie poddać ocenie przydatności i skali w jakiej występują w oparciu o badania ilościowe. Dziedzina, która zajmuje się tym, także na potrzeby marketingu i marek to semiotyka.
Traktowanie semiotyki jako dziedziny podsuwającej nam najpierw trendy, które jesteśmy w stanie wychwycić jakościowo, a potem zbadać ilościowo na reprezentatywnej grupie docelowej pozwala wyjść poza przekonania i tezy prawdziwe tylko i wyłącznie w głowie badacza – bo nie sztuką jest raz do roku podać tzw. teczkę trendów. Sztuką jest trendy dopasować do rzeczywistości i wymagań marki. Inaczej będą tylko i wyłącznie zabawką, a nie skutecznym narzędziem w rękach marketera.
Najważniejsze dwa pojęcia, które pozwalają zrozumieć semiotykę to:
Otoczenie kulturowe tłumaczy to jak nas ukształtowała i kształtuje rodzina, znajomi, gazety, czasopisma, internet, social media, kultura masowa. A także reklama. Niezależnie od tego, czy wierzymy, że reklama na nas nie działa, czy też nie mamy telewizora. Reklama ma równie ważny wpływ na nasze postawy i kulturę, w której żyjemy jak pozostałe składniki. Kody kulturowe to specyficzne schematy zakorzenione w kulturze i konsumencie, na których marki opierają swoją komunikację.
Przykłady kodów kulturowych można mnożyć: szczęśliwa rodzina (Winiary), pewność siebie (Head & Shoulders), troska matki o dziecko (Nestlé), aspiracja do świata mody (L’Oréal), naturalność (Dove), duma ze swojego pochodzenia i wartości (Tyskie), impreza z kumplami (Lech).
Każdy kod kulturowy ze względu na jego ważność i atrakcyjność można przyporządkować do jednego z trzech obszarów – schodzące, dominujące i wchodzące.
Trzy rodzaje kodów kulturowych:
W Polsce jeszcze do niedawna dominującym kodem męskości był facet jako ten, który ma przynosić pieniądze do domu i dostać od żony smaczny obiad. I dalej kod ten mocno się trzyma, ale patrząc na Świnkę Peppę, Rodzinka.pl, komunikację Winiar, Knorra czy Oreo oraz na setki mężczyzn chodzących w sobotę z wózkami po chodnikach małych i dużych miast widzimy, że zmiany nadchodzą i że kod ten powoli się zużywa jako ten dominujący.
Z drugiej strony istnieje wiele kodów wchodzących, które są pozornie atrakcyjne i z punktu widzenia marketingu „seksowne” ale nie mają potencjału do rozwoju, ze względu na szereg ograniczeń wynikających przede wszystkim z ich niszowości w skali całego społeczeństwa. Takim przykładem jest chociażby green parenting, czyli wychowywanie dzieci w zgodzie z naturą, ekologią i trendami BIO. Pozornie bardzo atrakcyjne, ale ciągle będące promilem w oceanie. Takim przykładem były też okulary google, które nie spełniły podstawowego założenia skutecznego wykorzystania trendu – były wbrew społecznym, masowym przyzwyczajeniom.
Każda kategoria ma swoje zastane kody, które umiejętnie przełamane okazują się sukcesem. Łamanie kodów to też, i to ważne, w większości domena mniejszych, niszowych marek, które mają odwagę i mogą ryzykować. Przykłady znajdziesz w ramce obok. Im większa marka, tym skłonność do ryzyka mniejsza, ale jak widać w takich przypadkach też się udaje i też można. Łamanie kodów to zresztą domena całej kultury masowej.
Przykłady przełamywania kodów przez marki:
Internet jest niezwykle ważnym miejscem, w którym rodzą się, rozwijają, dominują i odchodzą kody. Ale pamiętajmy, one nie są miarodajne, jeśli nie zostaną przebadane w długiej perspektywie. Inaczej będą tylko zajawkami dla content managerów pracujących dla marek na jakże ważnym kanale budowania wizerunku, sprzedaży i emocji, czyli Facebooku. Uśmiechacie się teraz? Słusznie.
Internet koduje nas też na szybkość w życiu codziennym – my z większych miast, co światła sprawdzamy pocztę w samochodzie albo odświeżamy feed Facebooka czy LinkedIn w autobusie. Mniejsze miasta? Tym większa szybkość w ich leniwym dotąd życiu. Trzeba po pracy wejść do sieci! Bo pamiętaj, specjalisto od komunikacji, że wiele osób pracujących w tym kraju niezależnie od miejsca zamieszkania nie siedzi na Facebooku od 9 do 18-tej. Bo oni pracują. Prokuratorzy, mechanicy samochodowi, sprzedawczynie w sklepach, finansiści i bankierzy, piloci, nurkowie, piekarze, marynarze, rolnicy, panowie kanapki i panowie warzywka, komornicy i sadownicy… Oni zasiadają do Facebooka wieczorem albo w weekendy, a wtedy mówiąc kolokwialnie mają głęboko w poważaniu, to co marka ma do powiedzenia, jeśli rzeczywiście nie chcą jej słuchać, a posty z poranka już dawno umarły. Oczywiście korzystają ze swoich smart fonów, ale trudno to robić non stop prowadząc autobus albo piekąc chleb.
I na koniec. Ważne jest obserwowanie nowych trendów, nowinek technologicznych czy komunikacyjnych, ale równie ważne jest odnoszenie ich do rzeczywistości, w której one razem z konsumentem funkcjonują. Ktoś pamięta Google Glass?
Jak było wspomniane na początku. W mierzeniu trendów konieczne jest zastosowanie podejścia mieszanego. Intuicja i podejście jakościowe w pierwszej fazie, czyli selekcji trendów i przypisanie im właściwych wag ilościowych, np. trzeźwa ocena trendów podczas konsumenckich badaniach jakościowych i ocena ich istotności pod kątem grup docelowych.
Jeśli zdecydujemy się tylko na pierwsze, bądź tylko na drugie podejście zawsze będzie ono na swój sposób ułomne i zakłamujące rzeczywistość. Czego nikomu, kto z wypiekami na twarzy czyta gotowe teczki trendów nie życzymy.
Komentarze